Gadżet, który ułatwił mi codzienny rutynowy makijaż - BeautyBlender


Już dawno przymierzałam się, aby o nim napisać. A konkretniej o jego zamienniku, który posłużył mi już chyba przeszło dwa lata! 
Dokładnie! Dzielnie spełniał swoje zadanie przez dwa lata. Codziennie, no może z kilkoma wyjątkami, które mogłabym zliczyć na palcach jednej dłoni. Jest jeszcze w mojej łazienkowej szafce, ale wysłużony ala'BeautyBlender odchodzi do lamusa, zastępując go oryginalną gąbeczką, od której to się wszystko zaczęło.

Zaraz po rozpakowaniu paczki, pomyślałam, że zrobię zdjęcia nowej gąbeczce i postaram się Wam w jakiś sposób przedstawić ten cały fenomen, który się w niej kryje. 

Gdy jeszcze nie miałam w posiadaniu tej cudownej gąbeczki, podkład nakładałam palcami. Owszem, palce sprawdzają się dobrze i wiele osób to właśnie je wykorzystuje, ale nie podobał mi się efekt smug, a czasem maski, którą potrafi zrobić nie właściwie nałożony i rozpracowany podkład.  
Na mokrą gąbeczkę nakładamy produkt i do dzieła!


Mam nadzieję, że widzicie, jak po nasiąknięciu wody gąbeczka zmieniła swoje rozmiary.
Staje się ona wtedy bardziej puszysta (jeżeli tak to można nazwać :) ) i jej struktura nie jest zbita tak jak przy suchej.
To właśnie dzięki temu, że gąbeczka jest mokra podkład ujednolica się do naszej buzi. Wtapia się w skórę, co daje naturalny wygląd. Nawet mocno kryjący podkład daje sobie radę i na buzi nie tworzy, tzw. tafli, tak jak te mocne podkłady potrafią.

Lubię tę gąbeczkę za to, że bardzo ułatwia nakładanie podkładu. Przede wszystkim szybciej. I wielki plus daję, za to, że dzięki niej makijaż zyskuje naturalne wykończenie.

Chciałabym zwrócić jeszcze raz uwagę, że przez dwa lata miałam nie oryginalną gąbeczkę i ona równie dobrze sobie radziła. Wszystkie plusy i zalety przypisuję takie same.
Dodatkowo cena.
Koszt oryginalnej to 79 zł, zaś odpowiednika 15 zł. Różnica kolosalna, także ...

Po co przepłacać?

Do następnego! ;)

2 komentarze:

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz! ;)